Architekci biją na alarm. Po okresie szaro-betonowego budownictwa z czasów PRL-u, nastał chaos budowli symbolizujących kapitalizm. Wieżowce powtykane pomiędzy jednolite bloki budzą uśmiech zgrozy na twarzach specjalistów od urbanistyki. Według nich współczesne budownictwo wymknęło się spod kontroli wszelkich urzędowych planerów przestrzeni. Nikogo już nie zdziwi alejka wysadzana starodrzewiem prowadząca wprost w obrotowe drzwi szklanego drapacza chmur. Normą stały się też stare kamienice, opisywane przez klasyków literatury, sąsiadujące z nowoczesnymi supermarketami. Obrzeża wielkich aglomeracji nie mają się wcale lepiej. Wystarczy zakupić działkę i już można omawiać projekt z architektem w zaciszu jego pracowni. Nie każdy architekt spyta o budynki otaczające naszą działkę. Nie każdy inwestor umie odpowiedzieć na takie pytanie. Jednokondygnacyjne, parterowe. Na tym kończy się powszechna wiedza o stylach architektonicznych. Dochodzi do absurdalnego stawiania domów pasywnych w sąsiedztwie finezyjnych świdermajerów lub masywnych budowli z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Pozostaje nam przyzwyczaić się do takiej organizacji przestrzeni, gdyż jest ona wyraźnym odbiciem przemian społecznych i coraz częstszego mieszania się różnych środowisk i kultur.